Trójce uczniów z naszej szkoły
trafiła się fantastyczna przygoda! Konstanty Fiedorowicz i Magdalena Stryjska z
klasy II im oraz Klaudia Wypiorczyk z I m wyruszyli na rejs statkiem, który
trwał cały tydzień: rozpoczął się 23
lutego, a zakończył 2 marca. Organizował go Klub Morski TRAMP z Mielna, a
kapitanem był Marek Rzemieniewski.
22 lutego uczestnicy rejsu
wyjechali włoskiej Genui. Podróż autokarem trwała niemal całą dobę, aż w końcu
dotarli na port we Włoszech. Następnie odwiedzali porty we francuskiej Calvi i
Saint-Florent, a na końcu zacumowali do Livorno położonego w Italii, skąd
wrócili do Polski.
Cała trójka uczestników z naszego
liceum zgodnie przyznaje, że rejs był bardzo udany
. —
Można powiedzieć, że
poznawaliśmy wszystko od kuchni — wyznaje Kostek, co można rozumieć
dosłownie i w przenośni. Bowiem na statku znajdowało się ponad czterdzieści
osób, tak więc wszystkich podzielono na cztery wachty. Trzy z nich miały
przydzielone specjalne obowiązki:
nawigacyjna,
która zajmowała się wszystkim, co dotyczyło sterowania jachtem,
bosmańska, do której należało dbanie o
porządek, oraz
gospodarcza zajmująca
się przyrządzaniem posiłków. W tym czasie ostatnia wachta miała wolne, więc
mogła odespać spędzone godziny na wyczerpującej pracy — czasem przyjemnej, a
czasem nieco mniej. Najbardziej interesująca była oczywiście wachta
nawigacyjna. —
Mieliśmy okazję sterować
statkiem, co na pewno jest dużym przeżyciem i świetnym doświadczeniem —
mówi Klaudia, a Magda dodaje: —
Sterowanie
statkiem w nocy nie jest wcale łatwe: nic nie było widać, trzeba było uważać na
inne wielkie statki, które tam pływają. Obie jednak zgodnie twierdzą, że
było to coś wspaniałego, a i widoki były niezapomniane: —
Gwiazdy były piękne, a kiedy świeciło się latarką po wodzie, można było
zobaczyć meduzy. I delfiny! — opowiada zachwycona Magda. Oczywiście najmniej
lubianą wachtą była bosmańska, również bardzo potrzebna, acz na pewno najmniej
przyjemna. Zwłaszcza, że sporym problemem była choroba morska występująca u
niemal 70% przebywających na statku. —
Kiedy
czyściłem toalety, to co ją umyłem, to zaraz zwymiotowałem. I tak cztery razy.
Innym razem kolega z trzeciej rei puścił pawia wprost na oficera wachtowego,
ale to było na porządku dziennym — śmieje się Kostek. —
Tak więc zajmowaliśmy się ty wszystkim: od
sprzątania łazienek po sterowanie statkiem — podsumowuje Magda.
Ale taki rejs to nie tylko
obowiązki — w takim wypadku zapewne osób chętnych byłoby mniej więcej o połowę
mniej. Nie obyło się bez wielu rozrywek i atrakcji: zarówno na wodzie, jak i na
lądzie. Na pokładzie uczestnicy rejsu czas wolny umilali sobie muzyką. —
Na statku głównie śpiewaliśmy szanty —
wyznaje Klaudia. —
Mieliśmy dwóch
gitarzystów i każdy wieczór kończył się koncertem szantowym — wszyscy mieli
śpiewniki i wszyscy się darli — dodaje ze śmiechem Magda. Jednak o większej
imprezie na pokładzie nie było mowy — w razie alarmu każdy musiał być w pełnej
gotowości, więc należało się bardzo pilnować. Jak cytuje Kostek: —
Morze uszlachetnia, porty deprawują.
À propos portów, również na
lądzie znaleźli sporo rozrywek. Zwiedzili m.in. więzienie, w którym
przetrzymywano Napoleona, Krzywą Wieżę w Pizie czy dom Krzysztofa Kolumba. To
tylko niektóre z ciekawych miejsc, które dane było im ujrzeć. Prócz oglądania
krajobrazów i kupowania pamiątek z całą pewnością na długo zapamiętają
tamtejsze restauracje i jedzenie, jakie oferowały. — Najlepsza jest pizza — opowiada Klaudia. W końcu to typowa potrawa
włoska, cóż się więc dziwić! Jednak z jej kupnem było sporo problemu, a
jednocześnie wiele śmiechu. Bowiem, jak się okazuje… kelnerzy we Francji
zupełnie nie znają języka angielskiego! — Kelner
powiedział, że dogaduje się troszeczkę po angielsku, aczkolwiek okazało się, że
tak właściwie to wcale. Na wszystko mógł odpowiedzieć „yes” albo „no”, ale
gorzej, jak trzeba było użyć rozwiniętego zdania — śmieje się Klaudia. Z
podobną sytuacją spotykali się… niemal wszędzie! Uczestnicy rejsu radzili sobie
z językiem, nie można było tego niestety powiedzieć o Francuzach, którzy kojarzyli
jedynie włoski. — Próbowałem po rosyjsku,
po angielsku, nawet po niemiecku i nic! — opowiada rozbawiony Kostek. Można
więc śmiało stwierdzić, że wyprawy do restauracji były zarówno problematyczne,
jak i zabawne. Dodatkowym utrudnieniem w zwiedzaniu były sjesty, które trwały
od 11.00 do 15.00, kiedy to większość lokali, sklepów i urzędów była pozamykana.
Ale przecież były jeszcze gorące plaże! Może niezupełnie gorące, zwłaszcza dla
Włochów. Ale nie dla Polaków! — Były 24
stopnie, my wszyscy w krótkich rękawkach, a oni w płaszczach i kozakach! Kiedy
wbiegaliśmy do morza, bo gorąco, patrzyli na nas jak na nie wiadomo kogo, bo
przecież to zima dla nich! — śmieje się Klaudia. — Jeśli
ktoś lubi tylko leżeć i nic nie robić, to się tam nie odnajdzie, ale jeśli ktoś
pragnie aktywnie spędzać czas, pozwiedzać przy tym wiele ciekawych miejsc i
świetnie się bawić, to polecam! — mówi Kostek. Dlaczego by więc nie
wierzyć?
Pytani o to, czy wiążą z tym
rejsem pozytywne wspomnienia i czy
zechcą tam wrócić za rok, zgodnie
odpowiadają twierdząco. Cała trójka już się cieszy na umówione spotkanie z
załogą w przyszłym roku, na którym nie zabraknie również ich. Dzięki temu
zawarli wiele znajomości, które utrzymują do dziś oraz zachęcaj gorąco do
dołączenia do następnego wspólnego rejsu.
Na zakończenie chcielibyśmy poruszyć jeszcze jedna kwestię, a mianowicie co sądzicie o wywiadach z nauczycielami naszej szkoły? Byłoby to kilka krótkich pytań w celu poznania nauczyciela z nieco innej strony. Oczywiście jak najbardziej wskazane jest proponowanie pytań, które byśmy im zadali. Nie rozpoczniemy oczywiście bez Waszej opinii o tym pomyśle, na które z niecierpliwością czekamy!
Mamy też nadzieję, że radośnie spędziliście święta wielkanocne: w spokoju i wraz z rodziną.
Jesteśmy też ciekawi, jakie żarty podszeptywaliście znajomym ;) A może urządzaliście śmigus-dyngus w postaci wojny na śnieżki? Jak to było?
Najciekawsze historie trafią tutaj, a co - niech się ludzie pośmieją :)